poniedziałek, 23 lipca 2018

Badolato. Agonia pocztówkowych miasteczek


Dzisiaj zabiorę Was w podróż ze szczyptą melancholii. Wspominałam już wielokrotnie, że w Kalabrii mnóstwo jest miejsc, w których czujemy się jakbyśmy przenieśli się w czasie do przeszłości, w których wszystko płynie w swoim własnym rytmie i które nigdy nie trafią na listę "Najsłynniejszych Miejsc Świata" jednak mają w sobie to "coś". Jeśli jesteście wrażliwymi na tego typu uroki turystami czy podróżnikmi, to na pewno oczarują również Was... To nic, że dotarcie do nich zajmie dwa razy więcej czasu niż powinno, przewodniki na ich temat milczą jak zaklęte, i nawet w Internetach cieńko z informacjami. To te miejsca, które już widząc z daleka będziemy chcieli natychmiast obfotografować wzdłuż i wszerz i każde takie zdjęcie będzie się nadawać na pocztówkę. Bez filtra. Będąc na miejscu stwierdzimy, że na wąskich, troszkę zaniedbanych uliczkach nie ma tłumów, wiele budynków jest niezamieszkałych, a patrząc na kruszące się mury i puste oczodoły okien pomyślimy "ach, jakie to urocze, ma swój klimat". Dopiero później częstotliwość napotkanych przechodniów, pustki  w barach czy sklepikach zaczną trochę dziwić... Potem zrozumiemy, że poza świętami patrona czy innymi imprezami przyciągającymi tłumy (o ile takowe są tam w ogóle organizowane) to miejsce umiera... I chociaż wyjaskrawione słońcem kolory czy uśmiechy mieszkańców zdają się przeczyć postępującej agonii, pijąc idealne espresso w obskurnym i jedynym otwartym barze, oczyma wyobraźni zobaczymy jak ta śliczna pocztówka zmienia się w pył.