"Genti cum'attia" czyli, w dialekcie kalabryjskim, "ludzie tacy jak ty". Z takimi samymi marzeniami i z takimi samymi problemami. Wiadomo, nie można generalizować, jednak znalazłoby się kilka cech wspólnych dla Polaków i Kalabryjczyków, jak np. duma, przywiązanie do tradycji, gościnność, ciekawość świata, ale też bigoteria czy pasywna akceptacja kiepskiej rzeczywistości.
Cały region Kalabria liczy sobie ok. 2 milionów mieszkańców, a krew płynąca w ich żyłach to ciekawa mieszanka - efekt mniej lub bardziej przyjaznych wizyt innych nacji, poczynając od starożytnych Greków, potem Rzymian, Bizantyjczyków, poprzez Normanów (stąd niezwykłe niebieskie oczy niektórych Kalabryjczyków) a nawet Arabów...
Cholernie zazdroszczę Kalabryjczykom umięjetności delektowania się życiem i dystansu do świata, mimo że po dupie zawsze dostawali, nadal dostają i dostawać będą. Przecież niełatwo jest żyć w jednym z najuboższych regionów włoskich, na terenach narażonych na wstrząsy sejsmiczne, oglądając z okien aktywne wulkany czy też porachunki 'ndranghety, organizacji mafijnej 100% made in Calabria (o której szerzej napiszę już niebawem). Poważnym problemem jest też bezrobocie, które dotyka zwłaszcza ludzi młodych, a w niektórych gminach sięga nawet 25%. Poszukiwanie źródła dochodów skłania często Kalabryjczyków do opuszczenia ich ojczyzny, co czynią z bólem serca, a pisząc "ojczyzny" nie mam na myśli wcale Republiki Włoskiej, bo dla Kalabryjczyka wyjazd na północ Włoch to tak jak wyjazd za granicę. Bardzo często ich metą stają się jednak Szwajcaria lub Niemcy (dawniej również Stany i Kanada). Równie często zdarza się, że jak już coś uciułają, to wracają, bo wszędzie dobrze, ale w Kalabrii najlepiej.