czwartek, 28 czerwca 2018

GALLICIANO’ – OSTATNI AKROPOL WIELKIEJ GRECJI W KALABRII


Udostępniam kolejny dawny artykuł o niezwykłym miejscu... To jedno z najciekawszych odwiedzonych przeze mnie w Kalabrii... Zapraszam do lektury...


Od zawsze fascynowały mnie miejsca, w których czas się zatrzymał, lub biegnie jakimś swoim niezrozumiałym rytmem, pulsując leniwie w ekosystemie, i w żyłach mieszkających tam ludzi. Czas lubi zatrzymywać się w Kalabrii, tajemniczej krainie, która niegdyś budziła grozę wśród podróżników. W dzisiejszych czasach nadal jest raczej rzadko odwiedzana przez turystów, a przez samych jej mieszkańców jest wciąż określana jako bella e maledetta (piękna i przeklęta). Jedną z pierwszych osób otwarcie mówiących o walorach Kalabrii był poeta włoski, Cesare Pavese, który w latach 30 ubiegłego wieku napisał: "ludność tego regionu jest taktowna i uprzejma" i dodał później "jest na to jedyne wyjaśnienie: tutaj kiedyś była cywilizacja grecka". Grecy rozpoczęli kolonizację południowej części Półwyspu Apenińskiego i Sycylii już w VIII w.p.n.e. a tereny te nazwano później Magna Grecia (Wielka Grecja).  Mimo iż Kalabryjczycy to lud specyficzny, niezwykle dumny ze swojej „kalabryjskości”, to jednak nietrudno dostrzec, iż cywilizacja helleńska odcisnęła na kulturze, tradycji i kuchni kalabryjskiej trwałe piętno.

Ile pozostało z „greckości” w dzisiejszej Kalabrii? Sporo, a jednym z najlepszych przykładów jest maleńka miejscowość położona na wysokości 621 m n.p.m., w sercu Parku Narodowego Aspromonte. Jest to zarazem jedno z tych miejsc, gdzie czas się zatrzymał. Galliciano’ liczy sobie według najnowszych danych około 50 mieszkańców. Kultywują oni wciąż jeszcze żywe tradycje z czasów kolonii greckich: kulinarne, muzyczne, religijne, a nawet językowe, posługując się antyczną greką. Proszę sobie wyobrazić jak niezwykle musi brzmieć w dzisiejszych czasach zdanie typu „Giovanni, przynieś no cytryny z ogrodu” wypowiedziane w tym języku. Społeczność Galliciano’ została wykluczona przez los z pędu współczesnej cywilizacji, i trudno stwierdzić czy kara to, czy nagroda. Ostatni odcinek asfaltowej drogi prowadzącej do Galliciano’ ukończono zaledwie kilkanaście lat temu. Mieszkańcy żyją w swoim niemalże samowystarczalnym świecie, a w ich oczach widać spokój. Niegdyś miejsce to słynęło z hodowli jedwabników na stosunkowo wysoką skalę, obecnie hoduje się tam owce i kozy na potrzeby własne.


Na głównym (i jedynym) placu stoi kościół katolicki Św. Jana Chrzciciela, patrona Galliciano’, którego święto obchodzone jest 29 sierpnia. Wówczas mieszkańcy biorą udział w charakterystycznej procesji, podczas której niosą figurę Świętego i tańczą tarantellę – wyjątkowo skoczny taniec ludowy. Święty Jan tańczy razem z nimi podrygując na ich ramionach. To na jego pamiątkę w każdej rodzinie syn pierworodny otrzymuje imię Giovanni (Jan). W Galliciano’ pamięta się o zmarłych. Dwa razy w roku, 1 listopada i 24 grudnia, na placu kościelnym rozpalane jest ognisko, które ma ogrzać ich dusze. To ważniejsze niż naprawa dachu, który zawalił się jeszcze w latach 60, i do tej pory jest prowizoryczny.


Przybywając do Galliciano’ jest się automatycznie gościem jego mieszkańców. Mile widzianym gościem, zapraszanym do domu, na unikalny w swej prostocie posiłek. Wszystko ma intensywny, naturalny smak, podkreślony aromatem domowego wina. Przy odrobinie szczęścia można potem posłuchać na żywo zapętlających się, wprowadzających niemal w trans tradycyjnych melodii. Ci ludzie kochają muzykę, więc muszą mieć dobre serca.


To jeszcze nie koniec atrakcji. W tej maleńkiej miejscowości jest również miejsce na amfiteatr grecki. Jest też i drugi kościół, który koniecznie trzeba zobaczyć. To niezwykła świątynia prawosławna, dzieło lokalnego architekta, Domenico Numery, oddana do użytku w 1999 roku. Po otwarciu masywnych drzwi stajemy się widzami spektaklu zaskakująco żywych barw i światłocieni. W ciasnym wnętrzu cerkwi unosi się zapach kadzidła, a niemal wszystkie ściany pokryte są połyskującymi ikonami, ozdobionymi złotem i ochrą. W centralnym punkcie widzimy święty obraz Matki Boskiej Greckiej (Panaghia tis Elladas), a za nim mnóstwo drobno zapisanych karteczek – to modlitwy za bliskich i dalekich krewnych (po lewej za żywych, a po prawej za zmarłych). Uwagę przykuwa ikona przedstawiająca postać Jana Chrzciciela ze skrzydłami – w kościele prawosławnym jest on nie tylko świętym, ale również aniołem. Opiekuje się on w sensie duchowym mieszkańcami i cerkwią. W sensie materialnym natomiast opiekuje się nim młodzieniec o mało zaskakującym imieniu Giovanni. Pięknie opowiada o samej świątyni, oraz tradycjach religijnych. Pełen profesjonalizm. Giovanni zajmuje się również niesamowitym muzeum, umiejscowionym w jednym z domów Galliciano’, wiele eksponatów to jego pamiątki rodzinne. Wizyta w tym miejscu to niezapomniane przeżycie, dotknięcie przeszłości, podobnie jak spotkanie z mieszkańcami Galiciano’, które skłania do refleksji. Na pytanie jednej z turystek, czy Giovanni jest historykiem sztuki z wykształcenia, on z podniesioną głową odpowiada: ”Nie, proszę Pani, ja jestem tylko pasterzem, jak mój ojciec, dziadek i pradziadek”.







2 komentarze:

  1. Justyno, bardzo pięknie odpisujesz ten spokój miejsca, wewnętrzny spokój ludzi, którzy są jakby w odpowiednim miejscu i czasie. Bez gonitwy, bez ścigania się, żyją swoim wewnętrznym rytmem zgodnym z porami roku. Koniecznie muszę to zobaczyć i poczuć tą atmosferę. Dodałaś piękne zdjęcia.
    Mam nadzieję, że się uda dotrzeć do Galliciano. Pozdrawiam serdecznie. Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję za miły komentarz :) takie słowa motywują mnie do dalszej pracy nad tym blogiem. Trzymam kciuki, aby udało się Wam dotrzeć wszędzie tam, gdzie zaplanowaliście.

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz!!!